Warhammer Wiki
Warhammer Wiki
Advertisement

Yin-Tuan był kapitanem jednego z wielkich okrętów wojennych floty Katajczyków, która wypłynęła na morze w około 1690 roku KI. Jego statek został zepchnięty z kursu przez tajfun, który rozproszył całą flotę po bezkresnym morzu. On i jego załoga przemierzyli Lustrię i Południowe Ziemie, próbując dołączyć do reszty Wielkiej Armii Cesarza. Yin-Tuan przeżył jako jedyny członek swojej grupy. Smoczy Cesarz Wu docenił jego wyczyn i w nagrodę mianował go przywódcą straży pałacowej. Wiele lat później, gdy był już starszym mędrcem, Yin-Tuan udał się na odpoczynek do klasztoru na górze Li. Spisał tam relację ze swoich przygód, która przetrwała jako klasyk literatury katajskiej.

Podróż Yin-Tuana[]

Yin-Tuan był kapitanem jednego z wielkich okrętów wojennych nieszczęsnej floty, która została wysłana przez Smoczego Cesarza Wu, by podbiła i skolonizowała Południowe Ziemie. Prawdziwym celem inwazji było jednak zapewnienie Katajowi dominacji w handlu przyprawami, co umotywowano intensywną rywalizacją na tym polu z Arabią. Na długo przed tym, jak flota została rozbita, Yin-Tuan stracił kontakt z innymi kapitanami przez wielki tajfun, który zabrał go w głąb oceanu kilka dni po wyruszeniu.

Załoga statku nie widziała lądu przez prawie dziesięć miesięcy spędzonych na oceanie. Przez dwa miesiące była zmuszona do żywienia się trującymi rybami, które doprowadziły do śmierci połowy załogi, pozostawiając resztę ciężko chorą. Gdy Yin-Tuan wreszcie odnalazł ląd, jego podwładni natychmiast rozbili obóz na dziwnym wybrzeżu, które okazało się później być częścią Lustrii. Zmęczeni marynarze urządzili ucztę z tropikalnych owoców, co pozwoliło im wyzdrowieć i nabrać sił. Katajczycy przez długi czas nie widzieli żadnego z tubylców i zaczęli zastanawiać się, czy ktoś w ogóle zamieszkuje ten dziwny ląd. Grupa kilku śmiałków wyruszyła w głąb dżungli i wróciła po kilku dniach z ogromnym posągiem wyrzeźbionym w kształcie jaszczuroczłeka. Zaniepokojony Yin-Tuan zakazał wszystkim opuszczania obozu. Następnie wezwał do siebie żołnierzy i marynarzy w liczbie stu dwudziestu trzech mężczyzn. Przez długi czas dyskutował z nimi nad tym, co powinni byli zrobić. Mężczyzna zdradził, że zgodnie z jego obliczeniami i obserwacjami astronomicznymi znajdowali się po drugiej stronie kuli ziemskiej od Kataju. Wielu z rozpaczą zaczęło kręcić głowami. Nikt nie chciał podejmować długiej podróży na nowo, gdyż wtedy Katajczycy musieliby zmierzyć się jeszcze raz z już pokonanymi niebezpieczeństwami. W tym momencie Yin-Tuan dał swoim ludziom nadzieję, wspominając, że Południowe Ziemie są podobno zamieszkane przez lud jaszczuroludźi (zwanych przez Katajczyków jaszczurzymi demonami). Pomnik był niepodważalnym dowodem na to, że dotarli w odpowiednie miejsce. Marynarze byli pewni, że jeśli będą podróżować lądem, to w końcu natrafią na katajską flotę, która powinna już dotrzeć na wschodnią część kontynentu. Byli także przekonani, że napotkają niewielki opór, gdyż armia jaszczuroludźi musiała udać się w stronę najeźdzców, by spróbować ich odeprzeć.

Po kilku dniach marszu spędzonych na przedzieraniu się przez gęstą dżunglę i żywieniu się dzikim ryżem oraz żabami, Katajczycy natrafili na kolejne posągi jaszczurzych demonów. Weszli na rozległą polanę i zdziwili się, widząc trzy ogromne, wykonane z kamienia budowle w kształcie piramid. Były one całkowicie porośnięte roślinnością, a wyrzeźbione na nich niezliczone twarze przedstawiały jaszczuroludźi. Wyprawa rozbiła obóz na szczycie najwyższej budowli, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. O świcie następnego dnia Katajczyków obudził dziwny dźwięk. Cała dżungla poruszała się i drżała pod wpływem głośnych kroków. Kiedy poranna mgła się rozproszyła, wszyscy ujrzeli morze jaszczurzych demonów wchodzących na polanę. Ich skóry były barwy jadeitu, a czuby miały żółty kolor. Jaszczuroludzie szli zgodnym marszem. Na szczęście, żaden z nich nie zauważył ukrywających się Katajczyków. Tzu-Kwo, żołnierz o bardzo bystrym wzroku, wskazał dłonią miejsce, z którego przybyli — ogromne, kwadratowe jezioro przypominające trochę pole ryżowe. Istoty wydawały z siebie chrapliwe odgłosy, które brzmiały niczym zwierzęce warknięcia w porównaniu ze śpiewnym, katajskim językiem. Było ich co najmniej dziesięć tysięcy. Obawiając się o swoje bezpieczeństwo, załoga Yin-Tuana nie opuściła kryjówki przez cały dzień. Następnego dnia, po wschodzie słońca polana była pusta. Horda jaszczuroludzi wróciła do dżungli, nie niszcząc przy tym roślinności. Mimo to dało się ustalić, jaki kierunek obrali. Yin-Tuan roztropnie wybrał całkowicie inną drogę. Wraz ze swoimi ludźmi podążał przez kilka dni na wschód. Podróż przebiegała spokojnie, dopóki Lin-Po, zdolny i odważny żołnierz, nie odkrył, że są śledzeni.

Przez następne dni nic się nie działo, aż do czasu opuszczenia dżungli i wkroczenia na nieprzystępne bagna. Gdy tylko Katajczycy wyszli na otwartą przestrzeń, kilku żołnierzy na tyłach zostało zabitych strzałami i oszczepami wysłanymi z ukrycia przez wrogów czających się wśród splątanych krzaków. Yin-Tuan natychmiast rozkazał ustawić się swoim ludziom w szyk obronny. Nagle setki szarobarwnych Skinków wybiegło z zarośli uzbrojonych w prymitywne ostrza. Na szczęście, tym razem ich ataki okazały się nieskuteczne wobec katajskich tarcz. Katajczycy sięgnęli po kusze, zabijając wielu Skinków i zmuszając ich do ucieczki pomiędzy drzewa. Dżungla zamilkła. Niespodziewanie stado ptaków wzleciało w powietrze, a na horyzoncie ukazał się oddział Kroxigorów uzbrojonych w potężne topory z brązu wycelowane w kierunku mężczyzn. Jaszczuroludzie przebili się przez mur tarcz i zaczęli siekać na prawo i lewo. Aby pokonać tego potężnego, jaszczurzego wroga, Katajczycy potrzebowali jedynie dwudziestu trzech strzał z kusz, które pomogły bardziej niż nawet najlepsza zbroja noszona przez ochroniarzy wielkich Slannów. Ostatecznie, Yin-Tuan stracił wielu ludzi, ponieważ nawet ci, którzy zostali zaledwie draśnięci wrogimi strzałami, umarli z powodu śmiercionośnej trucizny.

Zasadzki powtarzały się za każdym razem, gdy Katajczycy opuszczali kryjówkę tworzoną przez gęstą roślinność i wstępowali na zdradliwe bagna. Każdego dnia Yin-Tuan tracił coraz więcej ludzi. Jaszczuroludzie byli ekspertami w trudnej sztuce ukrywania się na bagnach, co pozwoliło im podejść niebezpiecznie blisko dzielnych Katajczyków. Nieprzyjaźni wojownicy jaszczurzego ludu zanurzali się w bagiennej wodzie tak, by widoczne były wyłącznie ich nozdrza i oczy, przez co można ich było pomylić z krokodylami. Gdy zbliżyli się już odpowiednio, wyskakiwali z ukrycia i posyłali w powietrze setki zatrutych strzał. Po jednej z potyczek Yin-Tuan zauważył, jak jeden z jego wojowników zabiera coś z ciała poległego towarzysza i chowa to w swoim ubraniu. Dostrzegając blask złota, kapitan rozkazał, żeby przedmiot został mu pokazany. Była to płaska tabliczka pokryta symbolami jaszczuroludzi. Po dokładnym przesłuchaniu Yin-Tuan dowiedział się, że siedmiu żołnierzy zabrało ją z komnaty z jednego z budynków w zrujnowanym mieście. Wściekły tym, że jego ludzie go oszukali i sprowadzili na niego fatum nieszczęścia, samodzielnie ukarał pozostałą szóstkę, pozbawiając ich głowy. Potem zostawił złotą tabliczkę obok zwłok zabitych i poprowadził Katajczyków dalej. To wystarczyło, by powstrzymać ataki, których jedynym celem było odzyskanie świętego reliktu.

Yin-Tuan był niezwykle zszokowany, gdy już po siedemnastu dniach dotarł do morza. Zdawał sobie sprawę, że pokonanie Południowych Ziem w tak krótkim czasie jest niemożliwe. Szybko domyślił się prawdy. To, co widział, nie było oceanem oddzielającym nieznane Południe od Kataju. Musiał dotrzeć do Przesmyku Pahuax znajdującego się pomiędzy Lustrią a Naggaroth. Katajczycy nieświadomie minęli norsmeńską kolonię Skeggi oraz miasto-świątynię Pahuax. Teraz znajdowali się przed Wielkim Oceanem, o którym nawet najwięksi katajscy mędrcy nic nie wiedzieli. Wszyscy pogrążyli się w rozpaczy. Nie tracąc nadziei, Yin-Tuan natychmiast zarządził budowę nowego okrętu. Po dwóch tygodniach ciężkiej pracy Katajczycy zbudowali bardzo duży i wytrzymały statek z solidnymi masztami i trzema żaglami utkanymi z trzciny. Wykonali także tratwę, którą napełnili owocami i tykwami pełnymi słodkiej wody. Gdy statek wypłynął, przywiązana tratwa była tuż za nim.

Nowy okręt obrał kurs na wschód i pozostał na morzu przez kilka tygodni. Niestety, w trakcie rejsu Katajczycy zjedli niemal wszystkie zapasy. Resztki, które pozostały, szybko uległy procesowi gnicia. Nie to było jednak najgorsze — mimo starań Yin-Tuana przerażające wiatry i morskie prądy zabrały jego statek daleko na południe od Ulthuanu i skierowały go w kierunku Południowych Ziem, które były jego pierwotnym celem.

Yin-Tuan miał pod swoim dowództwem już zaledwie siedemdziesięciu trzech żołnierzy i marynarzy, których ponownie poprowadził w głąb nieznanego lądu. Nowy krajobraz miał zadziwiająco wiele cech wspólnych z nieprzystępną dziczą Lustrii. Po przebyciu gęstej dżungli, Katajczykom ukazała się rozległa równina suchej ziemi. Pokrywały ją kępy wysokiej trawy, której liście były ostre jak brzytwa. Podczas podróży przez ten nieprzyjemny obszar, Tzu-Kwo, dzięki swoim bystrym oczom, wypatrzył wysoko na niebie dziwną istotę. Był to terradon, na którego grzbiecie zasiadali dwaj żółtobrunatni Skinkowie o czerwonych czubach. Gdy inni także go zobaczyli, potwór wydał z siebie okropny krzyk, napełniając serca Katajczyków trwogą i przerażeniem. Yin-Tuan rozkazał strzelać do terradona z kusz, tak aby spadł on na ziemię, zabijając przy okazji Skinków, którzy nie mogliby wtedy przekazać swojemu przywódcy wiadomości o nowych intruzach. Niestety żaden żołnierz nie trafił, a stwór natychmiast odleciał.

Wróg zaatakował o zmierzchu. Zaskoczeni Katajczycy nie zdołali nawet wyciągnąć swoich kusz. Istoty, które na nich napadły, były znane jako Saurusy, nieustępliwi wojownicy jaszczuroludzi. Ich zwarte szeregi szły bez wahania, uzbrojone w solidne włócznie i tarcze. Doszło do brutalnej walki, w trakcie której jaszczuroludzie uzyskali znaczną przewagę, bezlitośnie wbijając szpikulce z brązu i wulkanicznego szkła w ciała wrogów. Katajczycy nie mieli szans się z nimi równać, a sam Yin-Tuan stracił przytomność po tym, jak został uderzony od tyłu drzewcem włóczni.

Kiedy odzyskał zmysły, Yin-Tuan zdał sobie sprawę, że jego ręce i nogi zostały przywiązane do słupa niesionego przez dwóch Saurusów. Byli to ci sami wojownicy, którzy przedtem zmasakrowali jego załogę. Kapitan zauważył niedaleko siebie wiernego Tzu-Kwo. On również został porwany. Yin-Tuan krzyknął do niego, chcąc dowiedzieć się, co się właściwie stało. W odpowiedzi usłyszał, że wszyscy inni członkowie załogi zostali zabici. Krzyki Katajczyków zdenerwowały Skinka, który stał na przedzie oddziału jako jego przywódca. Był on przyozdobiony wspaniałymi, złotymi bransoletami oraz egzotycznymi piórami. Jaszczuroczłek zaczął mówić w dziwnym języku, wymachując przy tym włócznią, więc Yin-Tuan postanowił zamilknąć.

Yin-Tuan był zmuszony znosić straszliwą podróż przez kilka dni. Od czasu do czasu jaszczuroludzie poili go niewielkimi dawkami wody. Do jedzenia dostawał natomiast dziwne, zasuszone robaki o gorzkim smaku, które, ku jego zdziwieniu, bardzo szybko zaspokajały głód. Droga wiodła kamiennym traktem, po którego obu stronach stały rzędy ogromnych posągów jaszczuroludzi. W końcu grupa dotarła na otwarty plac. Wszyscy znaleźli się w ruinach miasta, bardzo podobnych do tych w Lustrii. Całą okolicę wypełniały wielkie, schodowe piramidy. Te były jednak bardziej okazałe i w lepszym stanie. Wszędzie było słychać hałasy wywołane przez liczne grupy Skinków biegające w celu przekazywania wiadomości i wykonywania innych zadań. Masywne bloki rzeźbionego kamienia wnoszono po ogromnej rampie na szczyt właśnie budowanej świątyni. Kroxigory ciągnęły liny przywiązane do kamieni, podczas gdy Skinkowie nadzorowali ich pracę. W innych miejscach zbiorowiska kapłanów gorąco debatowały nad bieżącymi sprawami, a skrybowie z wielką dokładnością zapisywali każde ich słowo na glinianych tabliczkach. Yin-Tuan oraz Tzu-Kwo zostali pozbawieni dostępu do światła dnia i przykuci do wilgotnej ściany ciemnej celi pilnowanej przez dwóch Saurusów.

Następnego dnia wyprowadzono dwójkę jeńców na oślepiające słońce. Zmuszono ich do wykonania wielu kroków, co było bardzo wykańczające w ich stanie. Katajczycy zostali wrzuceni na platformę, która znajdowała się w połowie wysokości wielkiej, schodowej piramidy. Yin-Tuana i jego towarzysza ze wszystkich stron otaczali strażnicy i urzędnicy jaszczuroludzi. Na schodach, nad i pod nimi, zasiadały rzesze Skinków, które rytmicznie uderzały w ogromne bębny. Plac daleko w dole wypełniał gęsty tłum mieszkańców miasta stojących w zdyscyplinowanych szeregach. Inne budowle również były pełne wszelakich rodzajów jaszczuroludzi.

Wszyscy nagle odwrócili swoje spojrzenia od więźniów i zaczęli składać pokłony w kierunku szczytu świątyni. Znajdowało się tam ciemne, ozdobne przejście, z którego nagle wynurzył się palankin. Zasiadał na nim Slann, jeden z magów-kapłanów. Była to istota tak rzadko spotykana, że Yin-Tuan był pierwszym Katajczykiem w historii, który zobaczył ją na oczy. Złote i jadeitowe ozdoby, które nosił Slann, błyszczały w słońcu niczym gwiazdy. Dzięki szacunkowi, jakim go obdarzono, jeńcy domyślili się, że jest on najwyższym kapłanem albo nawet władcą miasta. Wystarczył jeden jego gest, by wszyscy jaszczuroludzie zaprzestali pokłonów i zaczęli zmawiać chrapliwą modlitwę.

Przed więźniami znajdował się głęboki dół, z którego roztaczał się paskudny zapach. Katajczycy mieli zostać do niego wrzuceni jako ofiara dla Pradawnych. Tzu-Kwo stanął dumnie i zaczął przygotowywać się na spotkanie z przodkami jak przystało na prawdziwego sługę Cesarza. Spokój nie zniknął z jego twarzy, nawet gdy mężczyzna spadał w nieznane głębiny. Kiedy Yin-Tuan został złapany przez potężnego Saurusa, by podzielił los swojego towarzysza, z jego ramion spadła jedwabna tunika, odsłaniając znajdujący się na jego plecach tatuaż Cesarskiego Smoka. Przypominał on nieco prymitywne przedstawienie Soteka, boga jaszczuroludzi. Dając kapłanom i ich przywódcy problem warty rozważenia, Yin-Tuan opóźnił złożenie drugiej ofiary. Ceremonia została zakończona, a Katajczyka zaprowadzono do skarbca, by tam poczekał na decyzję Slanna.

O świcie Yin-Tuan zauważył, że reakcje Saurusów nie są już tak szybkie jak podczas chłodnej nocy. Zbierając wszystkie siły, jakie mu pozostały, Katajczyk wykonał skok, który miał zadecydować o całym jego życiu. Choć nie był utalentowanym akrobatą, udało mu się odbić od jednej z rzeźb i przedostać ponad szeregiem strażników. Mężczyzna poruszał się tak szybko, że jaszczuroludzie nie byli w stanie go powstrzymać. Mogli jedynie przeklinać jego imię oraz bezskutecznie kierować w niego swoje włócznie. Yin-Tuan w końcu opuścił labirynt tuneli i dostał się na otwarty placu u stóp świątyni. Nie marnując czasu i biegnąc tak szybko jak tylko się da, mężczyzna wkroczył w mrok dżungli. Nie zatrzymał się nawet na chwilę, choć jego ręce i nogi skute były kajdanami z brązu znacząco ograniczającymi jego ruchy.

Yin-Tuan szedł przez całą noc, starając się przy tym nie zatrzymywać. W końcu jednak nawet on musiał opaść z sił. Gdy odpoczywał, usłyszał bębny wojenne jaszczuroludzi bijące w oddali na alarm. Katajczyk wiedział, że jest ścigany. Ponownie zerwał się do biegu, aż opuścił dżunglę i znalazł się przy brzegu rzeki. Ku swojemu zdziwieniu, potknął się o coś, a następnie wpadł w kępę przybrzeżnych krzaków. Wszędzie wokół niego leżały kłody i szczątki upadłych drzew. Mężczyzna wciągnął solidny kawałek drzewa do rzeki, by położyć się na nim. Wkrótce dryfował już wraz z prądem. Kiedy powoli wpadał w objęcia snu, pomyślał, iż ma szczęście, że rzeka kieruje się akurat na wschód.

Nagle Yin-Tuan obudził się. Jego zanurzone w wodzie stopy trawił okropny ból wywołany ugryzieniami mięsożernych ryb. Mężczyzna natychmiast skulił się na kłodzie i postanowił nie zapadać ponownie w sen. Zamiast tego cierpliwie poczekał, aż wstanie słońce. Dryfował na rzece przez cały dzień, a palące promienie słoneczne wcale nie poprawiały jego sytuacji. Chociaż udało mu się uciec przed jaszczuroludźmi, to był przekonany, że i tak umrze zjedzony przez rzeczne stwory. W końcu jednak jego kłoda została wyrzucona na rozległą plażę. Yin-Tuan rozłożył się na brzegu i zasnął. Następnego dnia mężczyzna ruszył wzdłuż piaszczystego wybrzeża. Ostatecznie trafił do miejsca, którego się nie spodziewał. Woda miała tam inną barwę, barwę oceanu. Choć miała słony smak, Katajczyk nie przejął się tym. Cieszył się, że wreszcie udało mu się dotrzeć do Morza Koszmarów. Dzięki pozycji słońca na niebie ustalił, że znajduje się on po północnej stronie ujścia rzeki. Nie tracąc czasu, Yin-Tuan rozpoczął podróż na północ. Uważał, że prędzej czy później dotrze do floty Cesarza zakotwiczonej na wybrzeżu. Liczył, że tam czeka na niego ratunek.

Yin-Tuan szedł przez kilka dni, żywiąc się po drodze skorupiakami i ptasimi jajami. Ostatecznie udało mu się oswobodzić z kajdan, które zniszczył za pomocą uderzeń kamienia. Niestety, im dłużej podróżował, tym więcej resztek statków widział rozrzuconych po plaży lub dryfujących na wodzie. Dalej na północy ujrzał także zatopione kadłuby wielkich okrętów. Bez problemu je rozpoznał — to były katajskie statki wojenne Cesarza. Początkowo Yin-Tuan uznał je za okręty, które zostały rozproszone i zniszczone przez wielki tajfun. Mimo zawziętych poszukiwań nie znalazł żadnych ocalałych. Trafił jedynie na kilka wybielałych kości objedzonych z mięsa przez dzikie ptaki.

Yin-Tuan usiadł zrozpaczony. Przed nim malował się straszny widok. Cała plaża była pokryta wrakami statków oraz niezliczonymi szkieletami. Tylko tyle pozostało z niegdyś niezwyciężonej floty Smoczego Cesarza składającej się z tysiąca okrętów i setki tysięcy żołnierzy. Mężczyzna błąkał się wśród wraków przez wiele godzin. Niestety, nie natrafił na nikogo żywego. Katastrofa, jaka miała tu miejsce, odbyła się zbyt dawno temu.

Yin-Tuan obozował na plaży przez kilka dni, aż wreszcie ujrzał żagle na dalekim horyzoncie. Natychmiast rozpalił ognisko ze starego, zbutwiałego drewna, aby zwrócić na siebie uwagę załogi. Wkrótce statek zbliżył się do brzegu. Był to okręt handlowy wiozący właśnie przyprawy do dalekiej Arabii. Barwy bandery wskazywały, że należał on do Tei-Pingów, słynnej rodziny handlarzy z Kataju. Wysłali oni w kierunku brzegu małą łódź, na której Yin-Tuan dostał się na pokład.

Załoga była bardzo zaskoczona jego widokiem. Po uratowaniu mężczyzny żeglarze nie czekali z ponownym wyruszeniem na morze. W czasie podróży Yin-Tuan dowiedział się, że flota Cesarza została zniszczona przez dwa, straszliwe tajfuny. Ci, którzy ocaleli, wyruszyli w głąb lądu i zniknęli. Z tego powodu Cesarz nakazał wszystkim kupcom, aby czuwali na wybrzeżach z podniesionymi banderami. Yin-Tuan okazał się być jedynym żołnierzem, którego udało się odnaleźć żywego. Powrócił on do Kataju, gdzie został przyjęty przez samego Cesarza, któremu przedstawił swoją historię. Władca rozkazał, by spisał on swoją opowieść dla potomnych. Ponadto, mianował go przywódcą straży pałacowej.

Źródła[]

Warhammer Armies: Lizardman

Advertisement